dziś przychodzę do Was z tematem innym niż książki czy macierzyństwo. Tematem będzie hejt obecny w internecie, jak sobie z tym radzić i czy w ogóle warto stawać do walki?
Rok temu zakładając bloga, a potem fanepage chyba najbardziej obawiałam się hejtu i złośliwych komentarzy. Nigdy nie byłam osobą, po której wszystko spływa, ale taką, która uwagę na swój temat przeżywa długo... Nieważne, czy mówi mi to osoba znana osobiście, czy całkiem nieznajoma z sieci.
Podsumowując prawie ten rok mojej bytności w internecie muszę powiedzieć, że jestem miło zaskoczona. Poznałam wiele cudownych blogerek, autorek, pisarzy, bibliotekarzy i innych książkoholików. Mój wachlarz znajomych bardzo się rozrósł. Dostaję dużo wiadomości od Was z różnymi pytaniami i na każdego odpowiadam w wolnej chwili. Nikogo nie olewam, staram się być serdeczna i przyjazna w tym co piszę, robię i jaka jestem na co dzień. Daję z siebie dużo, poświęcając swój wolny czas, w którym mogłabym robić coś innego lub czytać coś nowego, na zrobienie zdjęcia i napisanie choć kilku słów o czym jest książka i jakie są moje odczucia. Kupuję książki za własne pieniądze i robię konkursy, żeby kogoś obdarować. Dogaduję się zawsze z wydawnictwami czy mogę dostać coś dla moich czytelników bloga lub obserwatorów na facebooku.
Nigdy nie pisałam, że jestem humanistką, bo to nieprawda. Język polski to mój najbardziej znienawidzony przedmiot przez całą szkołę. Moja nauczycielka chyba by padła jakby się dowiedziała, co teraz robię :) Jestem księgową z zawodu, rozumiem głównie cyfry i coś bardzo logicznego.
Więc po co założyłam bloga? Zrobiłam to po namowie wielu osób, którzy widząc moją pasję powiedzieli, że warto przekazać ją światu. W momencie kiedy zakładałam bloga i uczyłam się wszystkiego od postaw, byłam na trudnym etapie życia, jeśli chodzi o zdrowie. Każdy dzień to była walka... Wygrałam, ale nie wiem na ile czasu. Kolejny powód to taki, że czytając mądre recenzje w necie o jakiś tam ksiązkach to w połowie je wyłączałam, bo były dla mnie za nudne, za trudne, jakieś takie zagmatwane, momentami takie jakbym czytała znienawidzoną lekturę szkolną. Postanowiłam, że zrobię to po swojemu. Zdjęcie własnoręcznie zrobione (a nie jestem fanką fotografowania), kilka zdań o fabule i kilka zdań na temat czy warto wg mnie kupić i przeczytać.
Latem krażył po YouTube film, w którym jedna blogerka jawnie dyskryminowała osoby czytające "nieambitne" książki. A więc ogłaszam wszem i wobec, że mnie osobiście "ambitne" książki męczą. To nie moja bajka. Dlatego przestałam chodzić na Dyskusyjny Klub Książki. Nie pasuję tam kompetnie, więc zostawiam to miejsce komuś kto się tam odnajdzie. Czytam to, co sprawia mi frajdę i radość. Są to głównie obyczajówki i thrillery, nowości, pozycje starsze, daję też szansę debiutantom.
Z miesiąca na miesiąc grono czytelników bloga się powiększa, na facebooku mam już pokaźną ilość obserwujących, więc siłą rzeczy wciąż podświadomie czekałam na ten hejt.
I przyszedł. Nie raz, nie dwa. Nie było tego dużo, ale za każdym razem raniło tak samo. Nie wiem jak trzeba być mocnym psychicznie by to znieść. Ja taka nie jestem. Jestem mamą, żoną, kobietą, mam swoje problemy życiowe, a przede wszystkim zdrowotne. Nie potrzebuję tego hejtu do kolekcji. Po kilku wiadomościach prywatnych i paru komentarzach naszła mnie myśl, że jednak prowadzenie tego bloga jest bez sensu i że się do tego nie nadaję. Przestałam nagrywać filmy, choć mam nadal na to ochotę... Ale pytanie jest takie: czy się przejmować pojedyńczymi wiadomościami???
Ostatnio jak widziałam wpis jednej z blogerek książkowych, którą obserwuję uważnie, o usunięciu grupy książkowej ze względu na hejt, wiadomości prywatne itd. - zrobiło mi się przykro. To nie tak powinno wyglądać.
Co Wy myślicie na ten temat moje drogie koleżanki "po fachu"? Czy dyskutujecie czy od razu blokujecie taką osobę? Bo szczerze pisząc to ja nie mam ochoty wchodzić z dyskusję. Szkoda mojego czasu, którego każdemu zawsze jest za mało.
Mój drogi hejterze, hejterko
Nie zabieraj mi mojej pasji. Nie dokładaj mi zmartwień, bo mam ich wystarczająco dużo. Daj mi w ciszy i w spokoju robić dalej to co robię. Jeśli Ci się nie podoba, to nie zaglądaj do mnie, zablokuj, ale nie pisz tego do mnie. Nie muszę znać Twojego zdania, bo mnie ono po prostu nie interesuje. Pamiętaj, że nie każdy musi być polonistą, żeby móc publikować w internecie. Robię to wszystko z ogromnej pasji. Staram się rozwijać w tym co robię, wiele rzeczy jest dla mnie nowych i dopiero się z nimi zapoznaję. Pisanie bloga to dla mnie ogromna radość i odstresowywacz najlepszy na świecie. Pomysłów na posty podsumowania, nagrania i tematy około dzieciate mam ... bardzo dużo. Pozwól mi robić to dalej bez niepotrzebnych nerwów. Nie zaglądaj do mnie, nie komentuj, nie rób mi przykrości, bo to do niczego nie prowadzi. A jeśli masz z tego satysfakcję to bardzo Ci współczuję.
Jak to mówi mój młody: Wypad z baru, jeśli to nie twoja bajka.
Uważam, że jeśli znajdzie się garstka osób, która mnie czyta i uważa, że to co robię ma sens, to zostanę w sieci. Nie poddam sie jakiś tam sugestiom, bo miałam w tym miesiącu już 3 załamania okołoblogowe. Zdecydowałam jednak, że robię swoje dalej... To mój kawałek świata.
A Ty jesteś ze mną? Będziesz do mnie zaglądać?
Matka książkoholiczka na rozdrożu
Grunt to mieć do tego zdrowe podejście, tej sytuacji nie da się uniknąć, trzeba by zupełnie odciąć się od internetu. A przecież mimo wszystko pozytywnych komentarzy jest więcej - dlatego nie warto. A hejt tępić na każdym kroku.
OdpowiedzUsuńWiem, że blogowanie to ciężki kawałek chleba i rozumiem Cię doskonale, bo mój blog nie jest doskonały i bawię, odstresowuje tym, że piszę, a tu bach krytyka, jak słyszysz Ty idiotko to az skręca, bo Ty nikogo nie obrażasz chcesz się dzielić swoimi zainteresowaniami - więc tym bardziej życzę wytrwałości i zapału. I NIE PODDAWANIA się
OdpowiedzUsuń