"Ogród Lorenza" to przede wszystkim poruszająca książka obyczajowa, w której miłość wysuwa się na pierwszy plan. Zapraszam na moją subiektywną opinię.
Lorenzo został osierocony przez ojca we wczesnym dzieciństwie. Jego matka dosyć szybko wyszła ponownie za mąż za bogatego aptekarza i urodziła mu trójkę dzieci. Lorenzo wychowywał się w patchworkowej rodzinie, ale nie był szczęśliwy. Ojczym zawsze traktował go niesprawiedliwie i czuć było jego niechęć na każdym kroku, nigdy go nie pokochał, nawet imię Lorenzo działało na niego jak płachta na byka. Ojczym uparcie nazywa go francuską formą imienia, czyli Laurent.
Chłopak od dzieciństwa interesował się zwierzętami, został lekarzem weterynarii, ale nie pasjonowało go leczenie małych zwierząt domowych. Zawsze marzył o stworzeniu wyjątkowego miejsca na ziemi, takiego ogrodu zoologicznego, jakiego do tej pory nie było. Chciałby żeby zwierzęta żyły w nim na wolności, a ludzie mieliby możliwość "podglądania" ich i nawet zanocowania w zoo.. Jego marzenie się spełnia, kiedy odziedzicza olbrzymie tereny po dziadku, problemem są pieniądze...
Fabuła rozpoczyna się rozmową Lorenza z ojczymem, który mimo próśb pasierba odmawia mu wsparcia finansowego. Podczas walki o marzenia pięknie wspiera go matka i trójka przyrodniego rodzeństwa, co pokazuje, że rodzina patchworkowa też może stać za sobą murem. Lorenzo zmuszony jest toczyć samotną walkę o spełnienie swojego marzenia...
"Bez wątpienia park pochłaniał go bez reszty, był jego życiowym celem i każdego dnia dziękował swojemu dziadkowi Ettoremu, bez którego ten projekt nigdy by nie powstał."
Do pracy w ogrodzie zgłasza się pierwsza miłość Lorenza - Julia, z którą był w związku w czasie studiów. Kobieta jednak go zostawiła, co było dla niego niespodziewanym ciosem, nigdy nie pogodził się ze swoją stratą. A teraz mężczyzna mimo upływu lat czuje, że nadal bardzo ją kocha. Niestety Julia zapatrzyła się na kogoś innego, a Lorenza traktuje jak przyjaciela.
Czy Lorenzo da sobie radę bez pomocy finansowej? Czy taki pomysł na biznes ma szansę powodzenia/. Kogo los postawi na jego drodze? Czy uda mu się odzyskać miłość Julii?
"Jestem dyrektorem ogrodu zoologicznego i trudno mi będzie obronić punkt widzenia, który mógłby zniechęcić publiczność do odwiedzania parku. Ludzie spodziewają się przygotowanego dla niego show, co z kolei dla mnie jest nie do zaakceptowania. Z mojej perspektywy, weterynarza, priorytetem jest zapewnienie ciągłości gatunku w jego niezmienionej formie."
Nie wiem co ta książka w sobie ma, bo pierwotnie opis mnie nie zachęcał. Czyta się to jednak rewelacyjne, może dzięki piękności języka, opisów, coś idealnego dla fanów powieści obyczajowych. Akcja toczy się powoli, bohaterowie są wyraziści, a opisy ogrodu są takie, że sama bym tam chętnie pojechała.
Książka zawiera wiele przesłań, o których można rozmyślać po odłożeniu jej na półkę. Mamy tu zawartych wiele tematów, np. walka o serce kobiety, walka o marzenia, biurokracja w sprawie zoo, relacje w rodzinach patchworkowych. Autorka rozwinęła wątek niechęci ojczyma do pasierba...
Od głównego bohatera możemy nauczyć się tego, że warto walczyć o marzenia, wierzyć w siebie i nigdy się nie poddawać. Ogólnie pisząc głównego bohatera nie da się nie lubić, to facet, od którego bije dobroć, miłość do zwierząt. Natomiast zaangażowanie i pasja, jaką przejawia Lorenzo, budzi podziw i skłania po pójścia w jego ślady, w drodze do spełniania własnych marzeń. Niezwykle motywująca historia. Książkę z przyjemnością przeczytają miłośnicy zwierząt, osobiście dzięki niej dowiedziałam się, z czym borykają się pracownicy zoo.
Przede wszystkim jednak "Ogród Lorenza" to książka o wielu rodzajach miłości. Do kobiety, do zwierząt, do przyrodniego rodzeństwa. Historia jest wielowątkowa, myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Zastanawiam się tylko, czy będą dalsze części, bo końcówka jest otwarta. Jeśli będą to chętnie po nie sięgnę.
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dragon.
Wydawnictwo: Dragon
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 320
Moja ocena: 7/10
Od dawna mam ochotę na zdobycie tej książki. Na pewno kiedyś kupię.
OdpowiedzUsuń