112/2020
Rok 2020 na pewno zapisze się niechlubnie w naszej pamięci na zawsze. Koronawirus zmienił całe życie praktycznie każdego z nas, niestety czytając tę książkę wciąż z tyłu głowy miałam fakt, że wciąż pandemia trwa i nie wiadomo co jeszcze przed nami. Zapraszam na moją przedpremierową recenzję.
"Jak to kwarantanna? Jak może nagle przestać bić serce takiego miasta?"
Książki tej autorki są jedyne w swoim rodzaju, autorka czynnie pracuje jako lekarz, dlatego często w jej historiach możemy poczuć kawałek świata lekarskiego.
Najnowsza książka opowiada o tym co dotknęło nas nagle w tym roku. Oliwia i Marcello wyjechali w końcu na długo oczekiwany urlop. Ludzie z całej Europy przyjechali do północnych Włoch na narty, to był czas zimowych ferii w Polsce. Zakochani wraz z przyjaciółmi szusują na nartach i nie mają świadomości zagrożenia. Marcello dowiaduje się o pacjencie "zero", a ponieważ jest lekarzem ma świadomość co się zaraz stanie. Wywozi swoją ukochaną Oliwię podstępem do swojej babci, która mieszka w kamiennym domu na Lawendowym Wzgórzu w Toskanii. Dom oddalony jest od głównej drogi, mocno na uboczu, w przepięknych okolicznościach przyrody. Oliwia jest nieświadoma tego co się dzieje na świecie, specjalnie nie ma tam internetu ani telewizora.
"Wiosną musiało tutaj być pięknie. Nawet to szare przedwiośnie wyglądało tutaj inaczej. Takie dziwne miejsce, jakby wyrwane z rzeczywistości, zamienione i zaczarowane, w którym nagle czas się zatrzymał i świat kończył."
Kiedy w końcu dowiaduje się prawdy jest w szoku i bardzo się boi, tym bardziej że jej przyjaciele oraz ukochany jest lekarzem... Rozumie to, że chciał ją chronić przed wirusem, ale tak trudno jej żyć bez Marcello.
Książka opisuje to co się dzieje w Bergamo, Dreźnie, Wenecji, Wrocławiu i w Toskanii - to tam są nasi bohaterowie i próbują przeżyć najtrudniejsze czasy i poukładać swoje życie na nowo. Autorka umiejętnie kieruje fabułą, także nie ma szans się pogubić w wątkach.
Każdy z nas nie mógł uwierzyć to co się stało na świecie. Gdyby ktoś mi powiedział w Sylwestra, że niedługo wszyscy będziemy siedzieć zamknięci w domach to bym nie uwierzyła. Jeszcze w tamtym roku ta książka byłaby jak science fiction. My siedzieliśmy w domu, a autorka opisała to co przeżywały żony, ukochane tych, którzy stanęli w samym środku piekła. Żony lekarzy...
To nie jest książka tylko o COVID. Autorka przepięknie opisuje miasta włoskie, np. Wenecję.
"Wszystko wydawało się wyjątkowe. Trochę jak jawa, a trochę niczym sen. Byłam zauroczona, zachwycona, oczarowana. Z wypiekami na policzkach chłonęłam atmosferę tego miasta. Wsłuchiwałam się w plusk fal, uderzenia wiosła, dźwięk wody odbijającej się od brzegów kanału, szum silnika przepływającej gdzieś nieopodal motorówki, zgrzyt metalu, gdy tramwaj wodny przybijał do przystanku..."
Bardzo delikatnie i z wyczuciem opisuje niepewność ludzką, depresję osób, smutek, rozgoryczenie, niemoc...Autorka opisuje życie lekarzy, tych na I froncie walki, ich rodzin, ale i zwykłych ludzi, którzy nagle zauważają obok siebie potrzebujących starszych sąsiadów. Gratuluję autorce, że podjęła się takiego trudnego tematu, którego każdy z nas ma dosyć. To mądra obyczajowa powieść o tym co w życiu jest najważniejsze. Podobało mi się też nawiązanie do relacji z Bogiem, ale takie nienachalne, delikatne i dające do myślenia.
Spodziewałam się, że to będzie dobra książka i tak jest! Książka dająca nadzieję, tak nam potrzebna teraz, kiedy tak naprawdę nie wiemy co będzie na jesieni. Moja ulubiona książka pani Joli, także polecam gorąco!
Dziękuję Wydawnictwu Novae Res za e-booka
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2020
Ilość stron: 376
Moja ocena: 8/10
Zauważam tendencję pandemiczną w pomysłach na książkę :) Nie wiem czy przeczytam ale kto wie...
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńTemat na czasie.
OdpowiedzUsuń