Gdyby mnie ktoś spytał o duet autorski, który znam, bez wahania powiedziałabym dwa nazwiska: Liszewska i Kornacki.
Zapraszam na nowy post, w którym zadałam autorom kilka pytań z okazji ukazania się III tomu serii "Bursztynowa miłość".
LIDIA LISZEWSKA & ROBERT KORNACKI - pisarski duet, który zadebiutował w 2018 roku.
Autorzy serii:
- Matylda i Kosma (Napisz do mnie, Zaczekaj na mnie, Zostań ze mną, Podaruj mi szczęście)
- Bursztynowa miłość (Tylko szeptem, Jednym gestem, Cichym słowem)
ZAPRASZAM NA WYWIAD
1) Fabuła książek toczy się nad morzem w miejscu cichym i spokojnym. Czy wzorowali się Państwo konkretnie na jakimś miejscu?
R.: W lipcu 2019 roku spędzaliśmy wspólnie czas nad Bałtykiem, w Mechelinkach. Mała miejscowość, w której czas płynął leniwie, morze szumiało, a po kilku dniach innych plażowiczów znaliśmy już z imienia i nazwiska…
L.: W
Mechelinkach nie ma tłumów urlopowiczów, to wciąż słabo odkryta miejscówka, co
należy jej zapisać na plus.
R.:
Uczciwie trzeba dodać, że nie ma tam również za wiele do roboty, nic więc dziwnego, że dość szybko zaczęliśmy się
zastanawiać, co począć z tak miło rozpoczętym urlopem… A że byliśmy akurat po
premierze Zostań ze mną, kończyliśmy też prace redakcyjne nad Podaruj mi
szczęście, to pora była idealna, by pomyśleć o czymś nowym. Chcieliśmy połączyć
przyjemne z pożytecznym!
L.: I
trochę pod wpływem impulsu, poddając się urokowi miejsca, postanowiliśmy akcję
nowej powieści związać właśnie z Mechelinkami. Bo choć to nie jest kurort
tętniący życiem, to miłośnikom natury daje wiele przestrzeni i ciekawych
widoków – staraliśmy się choć trochę tego uroku oddać w książce. To jedno z
tych miejsc, gdzie można zapomnieć o bożym świecie i pokusić się o solidny
reset. A nam dodatkowo dało inspirację…
R.: My z
kolei zainspirowaliśmy innych, bo wciąż docierają do nas sygnały, że ktoś
dotarł do Mechelinek dzięki lekturze naszej bursztynowej opowieści. To bardzo
miłe, bo zwykle takim wiadomościom towarzyszą zdjęcia i wtedy mimowolnie
wracamy nad Bałtyk, tym razem za sprawą czytelników.
2) Czy
miłość może się zdarzyć w każdym wieku? Seria Bursztynowa miłość to historia miłosna, która
łamie pewne tabu. To opowieść o uczuciu, które połączyło dojrzałą kobietę z
młodszym mężczyzną. Czy łatwo pisze się o miłości łamiącej schematy? Skąd
pomysł na taką powieść?
R:
Miłość nie ma nic wspólnego z wiekiem, a jej temperatura nie zależy od metryki.
Przychodzi mi tu zresztą do głowy bon mot przypisywany Coco Chanel - „Starość nie chroni nas przed miłością, ale miłość
chroni nas przed starością”. Trudno
się z tymi słowami nie zgodzić, kiedy kochamy czas przestaje mieć znaczenie…
L.: Wkurza mnie ten powszechny kult młodości i
przeświadczenie, że w pewnym wieku czegoś tam nie wypada robić. Dlatego bardzo
świadomie zaproponowałam Robertowi, abyśmy tym razem spróbowali pokazać miłość
właśnie w takim, niestandardowym ujęciu: starsza, dojrzała kobieta i wyraźnie
młodszy mężczyzna.
R.: Oboje dobiegamy pięćdziesiątki, więc tego
rodzaju dylematy „co wolno, a czego nie wypada z racji wieku” znamy doskonale.
Jeśli nie z autopsji, to z obserwacji bliskiego otoczenia. Przecież pisarz jest
trochę podglądaczem swojej rodziny, znajomych, ale i obcych ludzi, którzy
nieopatrznie się przed nim odkryją i powiedzą coś, co może zostać użyte – nie
jak w sądzie, przeciwko nim – ale w tekście, dzięki ich otwartości, z pożytkiem
dla czytelnika.
L.: Nasz PESEL pozwala nam z kolei sięgać po właśnie takie tematy i szukać ciekawej historii głębiej, z dala od przysłowiowych „motyli w brzuchu”. Trochę już przeżyliśmy, mamy za sobą wzloty i upadki, rozróżniamy różne kolory, nie tylko biel i czerń. Decydując się na pracę nad powieścią obyczajową wiedzieliśmy od samego początku, co chcemy powiedzieć, na czym się skupić i do kogo trafić. U nas nie powierzchownego spojrzenia, są za to prawdziwe emocje i trudne, życiowe wybory.
3) Pisanie w duecie wydaje się trudne. Jak udaje się Państwu to pogodzić? Co w sytuacji kiedy mają Państwo odmienne zdanie odnośnie jakiegoś ważnego wydarzenia w fabule?
R.: Nic
bardziej mylnego, pisanie w duecie opiera się na zaufaniu i wzajemnej
akceptacji, więc nie można tego rozpatrywać w ujęciu: łatwe-trudne. W naszym
przypadku był to świadomy wybór wynikający z przekonania, że nam się uda,
ponieważ na wiele spraw patrzymy podobnie, a skoro tak, to ewentualne
incydentalne rozbieżności są wręcz konieczne, dla higieny umysłu.
L.: Odmienne
zadania są i to wcale nie tak rzadko. Nie udowadniamy sobie jednak na siłę, że
„moja racja jest mojsza”, że odwołam się do filmowego Dnia świra. Wypracowaliśmy sobie umiejętność
przekonywania się argumentami. Wiemy też kiedy i jak ich używać. Podstawą bycia
dobrym szefem i umiejętnego zarządzania zespołem ludzi jest między innymi
zdolność do słuchania innych i korzystania z ich potencjału. Umówiliśmy się, że
naszym szefem jest zawsze tworzony aktualnie tekst i finalnie to on wybiera,
czy w danym momencie do głosu dojdzie doświadczenie Roberta czy moje.
R.: Po
prostu w sytuacjach spornych trzeba swoje racje przedstawić na piśmie. Tekst
nie kłamie, jego dynamika, wymowa, spójność szybko wskażą najlepszą drogę. Nie
jest to więc tak do końca kwestia pogodzenia dwóch pierwiastków, ale twórczego
wykorzystania potencjału każdego z nich. Pracujemy w duecie, zawsze mamy więc na
podorędziu dwie perspektywy – to nasza „wartość dodana”.
4) Jak wygląda to technicznie? Piszą Państwo rozdziały naprzemiennie?
L.: Nie, tak, różnie… Tu nie ma reguły, dany fragment pisze ta osoba, która lepiej go czuje. Ale nie chcemy do końca odsłaniać literackiej „kuchni” , bo odgadywanie kto z nas napisał dany fragment jest dodatkową zabawą dla czytelnika…
5) Wydali Państwo dużo książek razem. Czy w dniu premiery nadal towarzyszą Państwu emocje?
R.:
Oprócz dwóch opowiadań w antologiach, wydaliśmy wspólnie już siedem książek.
Siedem powieści, ale tak naprawdę to przecież tyko dwie historie, rozbudowane
na kilka tomów. Niezależnie jednak od tego, każda premiera to wyjątkowy czas.
Nie chodzi o konkretną datę, bo na nią nie mamy wpływu, wynika to z
harmonogramu wydawniczego, jest podporządkowane całemu ciągowi zdarzeń, a więc
produkcji, dystrybucji, promocji itd. Zawsze jednak towarzyszy premierze pewna
niewiadoma – czy byliśmy na tyle sprawni warsztatowo, by napisać dokładnie to,
co powinno zostać napisane. A z innych emocji ja akurat chciałbym wymienić
radość, kiedy gotowa książka przychodzi pocztą i mogę ją wziąć do ręki. To
naprawdę miłe uczucie.
L.: Świętem
prawdziwym jest dla mnie dzień, kiedy odbieram i otwieram paczkę z nową
książką, na okładce której lśni moje nazwisko. To są niezapomniane emocje. Ale
za każdym razem jeszcze bardziej czekam na wasze reakcje, odczucia, opinie,
przemyślenia pod wpływem lektury. Te emocje nie słabną z czasem. Nie potrafię
powiedzieć dlaczego. Tak po prostu się dzieje. Pisanie to dla mnie niesamowita
sprawa, nie sądzę, żeby to szaleństwo kiedykolwiek mi przeszło…
6) Czy
czytają Państwo recenzje i opinie na temat swoich książek?
R.: To
są właśnie cienie i blaski bycia autorem – każdy może napisać o twojej książce
co tylko chce, a ty stawiając ostatnią kropkę nie masz już na nic wpływu.
Dobrze, jeśli tych blasków jest sporo, jeśli przykrywają cień. Ale tak, czytamy
opinie i recenzje, tym chętniej im milej łechcą one nasze ego. Mamy też kilka
osób na naszej czarnej liście, z którymi w dawnych czasach musiałbym się
zapewne pojedynkować, broniąc dobrego imienia naszego duetu…
L.: Czytamy,
czytamy… Należałoby zerkać na nie czasami, chociażby po to, żeby pisać coraz
lepiej. Czasem zgrzytamy zębami, ale czytamy…
7) Co
jest najprzyjemniejsze w byciu pisarzem?
R.:
Wiele jest tych przyjemności, dlatego wymienimy kilka, bez ustawiania ich w
jakiejś hierarchii, bez gradacji ważności. Bez wątpienia to świadomość tego, że jest wcale niemała grupa,
która podąża za twoją opowieścią, dla której kreujesz kosmos i oni w nim
przepadają. To jest naprawdę miłe, kiedy jesteś w stanie zaabsorbować dorosłych
ludzi na tyle, by przegapili przystanek tramwajowy, przypalili obiad… Albo
zainspirować by – i tu robi się poważnie – podjęli jakąś życiową decyzję,
zrobili krok naprzód. Przyjemne jest też
to, że cały czas się rozwijamy, że piszemy coraz lepiej, że w
bibliotekach w całej Polsce są półki, na których powinny stać nasze książki, a
zwykle nie stoją, bo są wypożyczone.
L.: Robert powiedział prawie wszystko, i zgadzam się z nim w stu procentach. Od siebie dodam, że gdy stawiam ostatnią kropkę kolejnego tekstu, oddycham głęboko i uspokajam się, bo to co dla mnie istotne w życiu wypuszczam w świat. Mam wtedy poczucie, że pojawiłam się po coś, dla kogoś. Nie ma nic bardziej bezsensownego niż życie tylko dla siebie.
8) Kiedy powstawał I tom wiedzieli Państwo że będzie to seria książek? A jeśli tak to czy znają Państwo już zakończenie, czy jednak jest to pewien rodzaju spontan?
R.: Podpisaliśmy
umowę na trzy tomy, więc musieliśmy od samego początku układać historię tak, by
każda z części dawała czytelnikowi dobrą lekturę. Powieść pisana w kilku tomach
to umowa z odbiorcą: zostań z nami na dłużej, nie pożałujesz. Kiedy ktoś
poświęca ci swój czas, ale też i wcale niemałe pieniądze, kupując twój tekst,
nie możesz go oszukać. Tu nie ma mowy o spontanie, historia musi mieć początek,
rozwinięcie i zakończenie. To nie znaczy jednak, że brak spontanu odbiera
autorom radość z tworzenia i liczy się tylko ilość znaków zapisana w
ustaleniach z wydawcą.
L.:
Generalnie chodzi o to, że takie rzeczy nie powstają pisane na kolanie. Każdy
wydawca ponosi ryzyko, inwestując w konkretny tekst. Zanim podejmie decyzję,
musi określić potencjał historii – musi więc znać nie tylko jej zarys,
potrzebuje więcej konkretów. My wiedzieliśmy od samego początku, że para
naszych bohaterów nie będzie miała łatwo, ale akurat to konkretne zakończenie urodziło
się w trakcie pracy nad drugim tomem.
R.: Konstruując przebieg zdarzeń mieliśmy rozmaite warianty zakończenia, każdy jednak sprowadzał się do happy endu, bo przecież o to chodzi w książkach o miłości – miłość musi zwyciężyć. Natomiast to, jak do tego dojdzie, w jakich okolicznościach objawi się jej moc sprawcza, stało się dla nas jasne dopiero w połowie Cichym słowem. Tak, jak mówiliśmy to przed chwilą, tekst sam wybiera najlepsze rozwiązania…
9) Co podczas pisania całej trylogii sprawiało Państwu największą trudność?
R.:
Zamknięcie w domu, brak spotkań z czytelnikami, brak interakcji – jesteśmy
podglądaczami, obserwatorami, więc łaknęliśmy jakiegokolwiek kontaktu jak kania
dżdżu. Jak kania dżdżu… dawno nie użyłem tego zwrotu, zakładam się, że wy też.
Dlatego po lekturze wywiadu zróbcie sobie chwilę przerwę i na youtube
wyszukajcie młodziutką Joasię Kulig w piosence do tekstu Leszka Moczulskiego.
Właśnie taki tytuł nosi – Jak kania dżdżu…Podczas pisania tej trylogii w
zasadzie mógłbym zaśpiewać to samo…
L.: Świat
się zatrzymał na ten rok. Pracując nad
trylogią musieliśmy czerpać tylko z tego, co było w kwadracie domu, i z tego,
co zmagazynowała nasza pamięć. Człowiek to niezwykła energia sama w sobie.
Jeden dla drugiego jest motorem do życia, do działania, i nie ma w tym ani
grama przesady. Brakowało mi tej energii, w od której wszystko się zaczyna.
Odczułam to bardzo mocno, wręcz namacalnie. I czekam na każde spotkanie face to
face jak na słoneczną niedzielę…
10) Czy mają Państwo czas na czytanie dla przyjemności? A jeśli tak to po jaki gatunek najczęściej Państwo sięgają?
R.: Na
czytanie czas musi się znaleźć zawsze, to oczywista oczywistość. Nawet jeśli
odbywa się to kosztem snu, zaniedbania obowiązków domowych czy skrócenia
spaceru z psem. Choć te dwie ostatnie pozycje są już mało aktualne z uwagi na
dostępność audiobooków – ktoś to naprawdę genialnie wykombinował.
L.: Czytanie,
jedzenie i podróże to rzeczy, które sprawiają mi największą przyjemność. Nie
wyobrażam sobie życia bez książek i czytania.
W moim domu znajdziesz książkę niemal w każdym miejscu. Kocham czytać i
przeznaczam na tę czynność każdą wolną
chwilę. Zatrzymuję się przy pozycjach, które mnie pochłaniają, i pozwalają
niemal uwierzyć, że opisana historia nie jest tylko wymysłem pisarza. Kiedyś
każdą książkę czytałam od deski do deski. Dziś tego już nie robię. Cenię
upływający szybko czas i odkładam te, które nie wnoszą nic do mojego życia. Gatunek?
W każdym są perełki. Warto ich szukać.
11) Czy mają Państwo z góry określone szczegóły fabuły, czy raczej akcja rozwija się wraz z pisaniem?
R.:
Fabuła musi mieć solidne podstawy, takie fundamenty, które utrzymają całą historię.
Pozostałe elementy też staramy się poznać z wyprzedzeniem, ale często jest tak,
że w miarę tworzenia postaci czy snucia opowieści okazuje się, że nasze
początkowe założenia nie były właściwe, że coś zgrzyta i melodia nie płynie.
Wtedy nie wahamy się improwizować.
L.: To
prawda. Szkic stanowi kanwę, na której haftujemy całą resztę. Ta reszta jest
zależna od wielu rzeczy, z którymi obcujemy na co dzień. Dotyczy dokładnie
każdej sfery naszego życia. Te z kolei zmieniają się codziennie, czasem z
godziny na godzinę. Życie płynie i zmienia nas w każdym momencie, te zmiany
natomiast mają ogromny wpływ na to, jak będzie wyglądać rozdział, akapit,
zdanie. Tekst jest składową doświadczeń oraz wynikających z nich emocji, myśli,
posunięć. Ewoluuje jak nasi bohaterowie, którzy dojrzewają razem z nami i
dojrzewają w nas. A wszyscy razem czerpiemy z wyobraźni, która przecież jest
nieograniczona i karmi się również tym, co znamy , co przeżyliśmy i co
aktualnie przeżywamy.
12) Jakbyście Państwo zachęcili czytelników do sięgnięcia po swoje publikacje? Do kogo Państwo piszą?
L.: Dla
wszystkich, którzy cenią sobie literacką czystość słowa i nieprzekłamany,
prawdziwy tekst. Łatwiej „dotrzeć” nam do tego dojrzałego czytelnika, niemniej
czytają nas i młodzi, i w kwiecie wieku
i ci, którzy o życiu mogą powiedzieć dużo więcej niż my sami. Okazuje się, że każdy
znajduje w tych historiach coś dla siebie, jedni postacie i emocje, z którymi
się w pełni utożsamia, inni rodzaj drogowskazu albo po prostu rozrywkę.
R.: Piszemy
o miłości, o najważniejszych ludzkich pragnieniach, te są zawsze bardzo do
siebie podobne, niezależnie od tego, w jakim jesteśmy wieku i co sobą
reprezentujemy. Natomiast z szacunku dla
polskiego czytelnika, który jest literacko wyjątkowo czuły i oczytany, staramy
się oddawać do druku historie niebanalne, mądre i merytorycznie bogate, ale
przede wszystkim stylistycznie dopracowane, tak by smakowanie naszych tekstów
było przyjemnością na różnych płaszczyznach.
L.: A
tych jest w naszych opowieściach kilka; jedną z nich stanowi przestrzeń dla
samego czytelnika oraz jego własną historię i przemyślenia. Większość z
Czytelników opowiada, że nasze słowa nie przepływają li tylko przez nich, ale
zostają z nimi na długo; dla niektórych są punktem wyjścia z jakiegoś impasu
albo marazmu dnia codziennego. Wtedy okazuje się, że to co piszemy nie jest
tylko zbiorem liter i znaków przestankowych, które mieszamy najpierw w swoich
głowach a potem na papierze; zostawiamy ślad w ludzkich sercach i umysłach.
R.: To
dla nas największy komplement…
Dziękuję za rozmowę.
W 2019 r. miałam okazję chwilkę porozmawiać z autorami podczas Warszawskich Targów Książki. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja na rozmowę. I to nie raz.
Dziękuję za ciekawy wywiad.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię wpisy z wywiadami. W tym duecie tym bardziej dla mnie ciekawy. :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa rozmowa.
OdpowiedzUsuń