01 lipca 2021

Wywiad z autorem - w kręgu pytań Agnieszka Lis

Witajcie, 

Wracam do jednego z moich ulubionych cyklów na blogu, czyli do rozmów z autorami. Tym razem macie okazję poznać lepiej Agnieszkę Lis. Zapraszam na nowy post. 

\



AGNIESZKA LIS - pisarka powieści obyczajowych, pianistka i dziennikarka. 

Autorka m. in.książek:
  • Cyklu Czas na zmiany - "Pocztówki", "Widoki" i "Lustra"
  • "Przebudzona"
  • "Muzyka Twojej duszy"
  • "Huśtawka"
  • "Latawce"
  • "Karuzela"



ZAPRASZAM NA WYWIAD

1.     Agnieszko, ostatnio miałam przyjemność widzieć Cię w lutym 2020 r., kiedy prowadziłam z Tobą spotkanie autorskie w Piasecznie przy okazji premiery książki „Przebudzona”. Minęło zatem trochę czasu.

Powiedz mi, czy coś się zmieniło kiedy premierę ma Twoja kolejna powieść? Czy nadal czekasz na pierwsze opinie i odbiór czytelników? Czy to jednak już powszechnieje z każdą nową książką?

 

Absolutnie nie! I mam nadzieję że nigdy nie spowszechnieje. Dla pisarza każda książka jest, powinna być, jak dziecko. Wyczekana i ukochana. Oddając książkę w ręce Czytelników powierzamy im wiele miesięcy swojej pracy, zmagań z każdym słowem, a nawet kłótni z bohaterami. Nie można pozostać obojętnym na to, jak zostanie przyjęty nasz wysiłek! Choć musimy liczyć się z tym, że wystawiamy się na oceny, czasami bolesne…

Nie wyobrażam sobie, żeby można na to zobojętnieć.

Poza tym – obserwując świat i ludzi – dochodzę do wniosku, że niezbędna jest w życiu pokora. A właściwie wiara w siebie i pokora równocześnie. Naszą pisarską pracą służymy Czytelnikom – jak taka mieszanka mogłaby mi spowszednieć?

 

2.   Podczas czytania III tomu serii „Czas na zmiany”, czyli „Luster”, wpadło mi do głowy pewne pytanie. Czy łatwiej jest pisać dalsze losy znanych już bohaterów czy tworzyć całkiem nową historię z nowymi osobami?

 

Technicznie rzecz biorąc, oczywiście łatwiej jest pisać o bohaterach nowych, którzy są jeszcze jak niezapisane kartki. Nie trzeba pamiętać o żadnych szczegółach ich postaci. Ale… tak naprawdę nie ma żadnego „łatwiej”. Wszystkie historie muszą być jednako dobrze dopracowane, czyli nie można ich napisać „łatwo”. Ale to i tak za prosta odpowiedź. Sądzę, że sekret tkwi gdzie indziej i zawiera się w starym pytaniu: co jest ważniejsze - bohater czy akcja?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ale ja sądzę, w dużym uproszczeniu, że zwykle opisujemy jakąś historię. Tak więc – jeśli historia jest fascynująca, to nie ma znaczenia, czy bohater jest „stary” czy „nowy”.

A ja nieskromnie (czy nie mówiłam chwilę temu o pokorze? O zmienności kobieca!) twierdzę, że Lustra zawierają całkiem dobrą historię.

 

3.  Czy podczas pisania „Luster” miałaś już określony schemat w głowie, a może znani nam bohaterowie zmusili Cię do zmiany planu?

 

Ci bohaterowie cały czas mnie prowadzą! Zrobiłam im tylko niespodziankę w osobie Heinricha, na niego nic nie mogli poradzić. Ale wiele pozostałych wątków rozwinęło się inaczej, niż to sobie pierwotnie wyobrażałam. Na przykład Kacper – miał być szczęśliwy na wykopaliskach, wreszcie realizował swoje wielkie marzenie! I co? I nie powiem, pozostawię sprawę do przeczytania ;-) Albo Agata, szczęśliwa bizneswoman. Lub Julita, Patrycja, Sandra… każdy z bohaterów kręcił swoimi losami, a ja musiałam tylko nadążyć z opisywaniem ich wybryków.


 

4.      Wiem, że pochodzisz z Koszalina i pewnie dlatego właśnie tam toczy się część fabuły. Czy czujesz się nadal związana z tamtym miastem, bo teraz swoje miejsce na ziemi masz blisko Warszawy?

 

Wciąż czuję się koszalinianką. Wracam do Koszalina co roku, z sentymentem i ciepłem w sercu. Choć miasto bardzo się zmieniło przez ostatnie lata, mam tam swoje ścieżki i jeszcze dziś, kiedy natrafimy na uliczny korek (a zdarza się to w sezonie) potrafię go bez zastanowienia wyminąć bocznymi uliczkami. To moje miasto i pewnie tak już zostanie.

 

5.      Historia Heinricha, opisana w „Lustrach” jest prawdziwa. W jaki sposób trafiłaś na ten wątek?

 

Trafiłam na tę historię właśnie dlatego, że wciąż tęsknię w jakiś sposób za Koszalinem. Śledzę różne koszalińskie fora i grupy fejsbukowe, na jednej z nich Pan Krzysztof Urbanowicz opowiedział o Heinrichu Thormannie, alias Eduardzie Alexandrze, który to niedługo przed I wojną światową został wysokim urzędnikiem koszalińskiego magistratu. To był pierwszej wody oszust! Historia mnie zaciekawiła, skontaktowałam się z Panem Krzysztofem. I tak od słowa do słowa… więcej o tym piszę w posłowiu Luster, bo dotarcie do Pana Krzysztofa okazało się, jak to w życiu, i proste, i trudne. Proste, bo jest dostępny na fejsbuku, trudne, bo nie chciał się ze mną w pierwszej chwili spotkać. Pomogła mi… ciotka. Ale o tym przeczytajcie już w książce!

 

6.      Wydaje mi się, że seria czas na zmiany idealnie nadawałaby się na ekranizację. Jakbyś zamknęła oczy – masz może jakiś wymarzony typ, kto mógłby zagrać np. Agatę i Darka albo sepleniącego Zbysia?

 

Och, marzenia! Zbysio to oczywiście Zbigniew Zamachowski. Słyszałam Go kiedyś w Sali Kongresowej w piosence, której – wstyd to przyznać – tytułu nie pamiętam. Jednak utkwiło mi w głowie, że śpiewał ją zakatarzony, przez nos, po czym okazało się, że to była tylko sztuczka aktorska. Zakończył piosenkę zupełnie normalnie, bez żadnego kataru. To było coś wspaniałego!

Agata, to, jak sądzę, Agnieszka Wagner – pierwsza lektorka mojego audiobooka, czyli Pocztówek. Piękna kobieta, idealna Agata! Darek zaś to Maciej Zakościelny, a Kacper – Maciej Radel, który czytał z kolei moją Samotność we dwoje.


Ach, jak dobrze jest pomarzyć!

 

7.    Seria „Czas na zmiany” zaczęła się od podróży na Lanzarote. Możesz zdradzić gdzie najlepiej odpoczywa Agnieszka Lis? Wypoczynek aktywny czy raczej pasywny?

 

Tutaj gusta mam stałe i niezmienne. Nad morzem. Kocham Bałtyk, ale morze może być każde, ze szczególnym uwzględnieniem ciepłych (morsowanie to jednak nie moje klimaty). Do idealnej scenerii niezbędna mi jest książka, a właściwie dwie książki dziennie. Tyle najchętniej czytałabym w wakacje.

Wstyd się zatem przyznać – ale wypoczynek raczej pasywny. To znaczy nie! Zupełnie nie! Z bohaterami książek przemierzam czasem najdalsze ostępy!

To właściwie nie wiem, jak odpowiedzieć ;-)

 

8.      Czy w czasie wakacji także w twojej głowie tworzą się scenariusze do książek?

 

Oj tak! I Lanzarote jest tego najlepszym przykładem. W ubiegłoroczne wakacje napisałam (niech będzie, prawie napisałam) dwie książki. Tak mi się rozwijały w głowie kolejne wątki, że nie mogłam odłożyć pisania. A jeśli nie piszę – obmyślam nowe fabuły. Głowa jest cudownym komputerem – najlepiej pracuje właśnie wówczas, kiedy ma wolne. Wtedy pojawia się, przynajmniej u mnie, najwięcej olśnień.

 

9.     Wiem, że lubisz czytać. Oprócz pisania, uczysz muzyki, prowadzisz zajęcia dla dzieci, warsztaty kreatywnego pisania, masz czas dla rodziny. Możesz mi podać sposób na rozciągnięcie doby?

 

A mnie jest ciągle mało! Chciałabym robić więcej i więcej. Więcej czytać, prędzej pisać, dłużej rozmawiać z dziećmi, mocniej się przytulać z mężem, udatniej gotować (bo bardzo to lubię!), bardziej cieszyć się ogrodem, dłużej spać… Szukam właśnie sposobu na rozciągnięcie doby ;-)

Tak trochę poważniej mówiąc to uważam, że sekret tkwi w dobrej organizacji. Tego nauczyła mnie szkoła muzyczna – sukces to panowanie nad swoim czasem i systematyczna realizacja założeń. Nauka nie poszła w las, jak widać.

A! I jeszcze ważne jest to, czego nie robimy. Ja na przykład nie oglądam telewizji. Jestem czasami do tyłu z bieżącymi wiadomościami, i co z tego? I tak do mnie dotrą, szczególnie, jak są złe.

 

10.  Kim chciała zostać mała Agnieszka Lis?

 

Baletnicą, oczywiście. Od razu w różowym tutu i na pointach. Jak się na pierwszej lekcji baletu okazało, że mam założyć taki sam czarny trykot, jak na rytmikę, to się obraziłam i więcej nie poszłam.

Za to marzenie zostania pianistką towarzyszyło mi przez wiele lat, a nawet mogę powiedzieć – w pewnym sensie się spełniło. Jestem pianistką, skończyłam Akademię Muzyczną. Nie koncertuję, bo nie ćwiczę, a muzyka to zaborcza pani – bez ćwiczenia nie lubi zabrzmieć właściwie. Nie żałuję jednak, bo uprawiam swój zawód ucząc w szkole muzycznej, a mam czas na pisanie! A bez tego już nie potrafiłabym żyć.

 

11.  Wracając do pisania – jesteś dla mnie mistrzynią powieści obyczajowych. Czy czytając prywatnie innych autorów – sięgasz także po obyczaj, czy może np. po horror?

 

Kasiu, ja, mistrzynią? Ty mnie z nikim nie pomyliłaś? Ja mistrzynią dopiero chciałabym być! Kiedyś. Może.


Tak serio – bardzo dużo pracuję nad każdym tekstem, czasem jedno słowo potrafi mnie zatrzymać w pisaniu na kilkanaście minut. Jeśli więc te starania choć trochę widać – jestem bardzo kontenta.

We własnych lekturach zaś bardzo często sięgam po inne gatunki. Owszem, czytam obyczaj, chociażby z obowiązku, bo przecież powinnam wiedzieć, co piszą moje znakomite koleżanki. Bo – tutaj mała dygresja – uważam, że na polskim rynku książki jest wiele naprawdę świetnych autorek prozy obyczajowej. I bardzo cieszy mnie to, że polski Czytelnik te pisarki docenia!

Wracając jednak do pytania – bardzo lubię czytać kryminały, głównie polskie, oczywiście. Sięgam także po reportaż, a także z prawdziwą przyjemnością robię wysoki w inne gatunki. Po prostu uważam, że dobra książka to dobra książka, bez względu na przynależność gatunkową.

 

12.  Muszę o to zapytać – jak twoje znalezione kotki?

 

No tutaj to mnie dotknęłaś! I to zraniłaś na wskroś! Żadne znalezione!

Oczywiście żartuję. Faktem jest jednak, że rok temu kotka sama do nas przyszła, wybrała sobie dom. Na zimę została u nas (kto by wyrzucał zwierzaka w taki mróz!), a pierwszego kwietnia (tak!) na łóżku mojego młodszego syna urodziła trzy kocięta. Dodam jeszcze, że ze względu na alergię mojego męża nigdy nie mieliśmy i nie planowaliśmy kota w naszym domu. Nie miałam zatem absolutnie żadnego doświadczenia w życiu z kotem, nie byłam nawet pewna, czy kociczka jest w ciąży. To był prima aprilis z przytupem. Teraz już dwa maluchy znalazły swoje szczęśliwe domy, a trzeci z nami został… i pokochałam go całym sercem. Jest mój, po prostu, choć wciąż zmienia imię. Ponieważ jest niemal cały biały, ma tylko czarny ogon i dwie czarne plamki przy uszach, to nosi imię Rożek. Albo Mrożek. Istnieje też wersja BigMilk lub Muminek. Z tym, że imieniem przyjmujemy się głównie my, on ma to w poważaniu. Interesuje go głównie mizianie i głaskanie, od reszty są jego ludzie.

 

Media społecznościowe bardzo się sprawdziły w czasie pandemii i zamknięcia w domach. Niemniej tęsknimy, my czytelnicy, za spotkaniami na żywo. Mam nadzieję, że i my wkrótce się zobaczymy.

 

Bardzo – BARDZO! – tęsknię za spotkaniami autorskimi. I też mam nadzieję, że uda nam się, szybko, jak najszybciej spotkać w realu! 



Foto: Spotkanie autorskie Piaseczno 26.02.2020


Agnieszko, życzę Ci dalszych sukcesów, nieustającej weny, czasu na własne pasje, a przede wszystkim dużo zdrowia!



Warszawskie Targi Książki 24.05.2019

1 komentarz:

Dziękuję, że do mnie wpadłeś. Jeśli masz ochotę to zostaw komentarz.
Zapraszam na mojego Facebooka, gdzie organizuję konkursy oraz na Instagrama, na którym zamieszczam zdjęcia książek i nie tylko.